Często myślałam o pisaniu bloga. Czułam wówczas ekscytację, ale i strach. Rozważałam za i przeciw, próbowałam zmierzyć się z tematem i zwykle kończyło się na stwierdzeniu: “mam za mało czasu”.
Na początku chciałam pisać dla siebie i raczej nie docierała do mnie myśl, że mogą czytać go inni ludzie. Chciałam mieć chyba pewnego rodzaju “notatnik”. Szybko jednak zorientowałam się, że nie musi on mieć formy bloga. Jest tyle narzędzi, które mogą mi to umożliwić. Blog to tylko “strata czasu”.
Kolejny raz do myślenia o pisaniu bloga wróciłam, pisząc “instrukcję obsługi ogrodu” (dosłownie) dla jednego z moich klientów. Jego wiedza i umiejętności ogrodnicze z sezonu na sezon sprawiały, że ogród popadał w ruinę. Odbierałam kolejne telefony, udzielałam porad, a i tak zwykle na końcu było: ”r a t u j”… i jechałam na drugi koniec Polski, żeby ratować jeden z moich najlepszych projektów. Po totalnym zniszczeniu trawnika nie wytrzymałam. Usiadłam i napisałam instrukcję, która opisywała każdą roślinkę, każdy zabieg i wszystkie ważne terminy. Krok po kroku co i kiedy robić. Taki indywidualny przewodnik. Wcześniej też zdarzało mi się podrzucać klientom notatki dotyczące roślin, których nie znali, ale w tym przypadku zrobiłam to kompleksowo. Problemy się skończyły. Ogród ma się dobrze a my (ja i klient) przestaliśmy się w końcu stresować. Wtedy też pomyślałam, że takie poradniki dla moich klientów mogę zamieszczać na blogu i zaraz z tyłu głowy się pojawiło: “nie masz na to czasu” więc odpuściłam temat.
Po jakimś czasie pojawiło się w moim kręgu parę osób, które zapragnęły mieć działkę rekreacyjną. Taką, gdzie można odpocząć, spotkać się ze znajomymi, zrobić grilla. Potrzebna im była trawka i leżaczki. Szybko okazało się, że w miarę jedzenia apetyt rośnie i przyszła ochota na warzywka i owoce a wraz z nimi pojawiły się pytania: “dlaczego moja marchewka nie rośnie?”, “kiedy mam siać te ogórki?”, “jakieś plamy na liściach drzew, co robić?”, “jak przyciąć maliny?” i wiele innych a ja kolejny raz pomyślałam. B L O G. Inaczej sobie nie poradzę. Pytania jednak ustały a ja znowu doszłam do wniosku, że “nie mam czasu” i pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie poproszono mnie o zamieszczenie na pewnej grupie na fb krótkiej informacji o kwiatach doniczkowych. Pomimo tego, że starałam się unikać tego tematu, zrobiłam to chętnie i znowu posypały się pytania, a ktoś napisał “czekam na Twojego bloga”…
Temat wrócił, uświadamiając mi jednocześnie jak dużo ludzi potrzebuje informacji. Do tej pory wydawało mi się, że podstawy wiedzy o roślinach mamy wszyscy, że informacje przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Okazuje się, że nie. Tak było kiedyś. Nie tylko na wsiach, ale i w miastach prawie wszyscy ludzie mieli możliwość obcowania z naturą. Żywym i fascynującym światem roślin. Teraz tylko nieliczni mają z nim do czynienia a ja wiem, że można to zmienić.
Po raz kolejny zakiełkowała we mnie myśl o pisaniu bloga i tym razem nie skończyło się tak jak zwykle.